Tytuł: Chocolate's flavors
Pairing: Kyungsoo/???, Sehun/Luhan
Długość: ok. 4000 słów
Rating: PG
AN: Część opowiadania, którym planowałam podzielić się z wami w Walentynki... Z różnych przyczyn postanowiłam zachować je dla siebie, chyba głównie dlatego, że efekty końcowe niezbyt mi się podobały. Pokazałam go jednak pewnej osobie, której opinia wiele dla mnie znaczy i zachęciła mnie do tego, bym jednak go opublikowała. Pierwotnie opowiadanie miało wyglądać trochę inaczej i być dłuższe, ale nie będę już nic zmieniać i jego treść zostawię waszej ocenie. Mam nadzieję, że komuś się spodoba. Dedykuję je oppie, który jak nikt inny potrafi zmobilizować mnie do działania. Dziękuję!
Długość: ok. 4000 słów
Rating: PG
AN: Część opowiadania, którym planowałam podzielić się z wami w Walentynki... Z różnych przyczyn postanowiłam zachować je dla siebie, chyba głównie dlatego, że efekty końcowe niezbyt mi się podobały. Pokazałam go jednak pewnej osobie, której opinia wiele dla mnie znaczy i zachęciła mnie do tego, bym jednak go opublikowała. Pierwotnie opowiadanie miało wyglądać trochę inaczej i być dłuższe, ale nie będę już nic zmieniać i jego treść zostawię waszej ocenie. Mam nadzieję, że komuś się spodoba. Dedykuję je oppie, który jak nikt inny potrafi zmobilizować mnie do działania. Dziękuję!
I
White.
Dziwna sytuacja, w której znalazł się Do Kyungsoo,
trwała już od miesiąca.
Dokładnie cztery tygodnie wcześniej, gdy tuż po
przebudzeniu odsunął szufladę komody w swoim pokoju z zamiarem wyboru ubrań, jego
oczom ukazała się niewielkich rozmiarów biała koperta, na której ktoś
drukowanymi literami napisał jego imię. W pierwszym odruchu Kyungsoo rozejrzał
się na boki i jego wzrok od razu padł na Jongina, śpiącego na łóżku po
przeciwległej stronie pokoju z szeroko rozchylonymi wargami.
Kyungsoo pośpiesznie rozdarł kopertę, wyciągając ze
środka złożoną na pół kartkę. Z każdym kolejnym przeczytanym słowem jego oczy
stawały się coraz większe i większe. Jego wzrok ześlizgnął się na sam koniec krótkiej
wiadomości w poszukiwaniu podpisu osoby, która zdecydowała się podrzucić mu
kopertę. Nie znalazł go jednak, nie licząc dwóch krzywych kresek
przypominających literę ‘X’. Poczuł się jeszcze bardziej zmieszany, gdy fala
ciepła niespodziewanie zalała go od środka. Wsuwając list z powrotem do koperty
znów spojrzał na swojego współlokatora, przygryzając lekko dolną wargę i
marszcząc brwi w zamyśleniu.
Drogi Kyungsoo,
od dłuższego czasu chciałem zebrać się na odwagę i
wyznać Ci prawdę o moich uczuciach względem Ciebie, jednak jak dotąd
nie potrafiłem jej w sobie odnaleźć. Fakt, iż jesteśmy w jednym zespole
i spędzamy ze sobą każdy dzień sprawia, że nie chcę psuć relacji jakie
do tej pory zawiązały się między nami. Jednak… Nie potrafię wpłynąć na to,
iż od kilku miesięcy czuję się Tobą coraz bardziej zafascynowany i
zauroczony.
Patrząc na Ciebie, słuchając, obserwując i poznając
Cię coraz lepiej, w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jestem w
Tobie zakochany.
Póki co, nie mam w sobie dość śmiałości, by się
przed Tobą ujawnić, chcę jednak dać nam trochę czasu na oswojenie się z tą
sytuacją – Tobie, na zaakceptowaniu faktu, iż w swoim otoczeniu masz
cichego adoratora, sobie natomiast na to, że prędzej czy później będę
musiał zdradzić Ci jego tożsamość.
Czy wiesz, że dokładnie za miesiąc wypadają
Walentynki? Dzień, w którym zakochani wyznają sobie swoje uczucia. Nie wierzę we
wróżby i przesądy, ale jeśli istnieje odpowiedni moment, by tego
dokonać, to chyba jest to właśnie ten dzień. Przez następne cztery tygodnie, codziennie
będziesz otrzymywać ode mnie nowy list. Koperty będę zostawiał w różnych
miejscach w naszym mieszkaniu, ale bez obaw – poza Tobą nikt ich nie znajdzie.
X
Tamtego dnia Kyungsoo czuł się zupełnie tak, jak
gdyby nagle stał się głównym bohaterem filmu detektywistycznego, starającym się
rozwiązać kluczową jego przebiegu zagadkę. Nieco później stojąc przy kuchennym
blacie nalewał herbaty do sześciu kubków, raz po raz rzucając ukradkowe spojrzenia
siedzącym przy stole współlokatorom. Żaden z nich nie zachowywał się inaczej
niż zwykle, przez co Kyungsoo nie potrafił pozbyć się duszącego poczucia
irytacji, nie będąc ani trochę bliżej odkrycia tożsamości swojego tajemniczego
wielbiciela.
Zgodnie z obietnicą, każdego następnego dnia
kolekcja małych, białych kopert, początkowo licząca zaledwie jedną sztukę,
zwiększała się o następną. Kyungsoo starał się zachować czujność i natrafić na
jakikolwiek trop osoby, będącej autorem listów. Owe listy pełne były najintymniejszych
wyznań, od których jego policzki płonęły żywym ogniem za każdym razem, gdy po
raz wtóry otwierał kopertę i wyciągał pomiętą kartkę, by jeszcze raz przeczytać
ostatnią wiadomość. W pierwszym tygodniu czuł nieustanną złość na „cichego
adoratora”, który z impetem zburzył jego poukładaną i skrupulatnie zaplanowaną rzeczywistość,
bawiąc się jego uczuciami. Jednak z dnia na dzień negatywne uczucia zaczęły
tracić na sile, stłumione przez narastającą ciekawość. W pewnym momencie
Kyungsoo zaczął łapać się na tym, że nie może doczekać się kolejnego listu.
Każdego ranka wyruszał na poszukiwania następnej koperty, którą po krótkim
czasie znajdował w miejscu, które wcześniej nie przyszłoby mu do głowy.
Kuchenna szafka, wewnątrz której znajdowały się garnki oraz patelnie i do
której żaden z nich – nie licząc Kyungsoo, który już dawno temu wziął na siebie
obowiązek gotowania – nigdy nie zaglądał. Torba, którą każdego dnia zabierał ze
sobą na trening albo torba z zakupami, które chwilę wcześniej Chanyeol
przyniósł z pobliskiego sklepu. Któregoś dnia koperta, na której wypisane było
jego imię, wypadła z pożyczonej przez Suho książki, gdy ten zatrzymał go na
korytarzu w ich mieszkaniu, chcąc ją zwrócić. Następnego dnia gdy wszedł do
łazienki, tak samo wyglądająca koperta leżała na półce po lustrem. Kyungsoo
pośpiesznie chwycił ją w dwa palce, niemalże zrzucając do umywalki znajdujące
się na półce przedmioty należące do jego współlokatorów. Wybiegając z łazienki
zderzył się z Baekhyunem, który nagle pojawił się w drzwiach, pocierając sennie
oczy. Innym razem, gdy po przebudzeniu znalazł list pod własną poduszką, był
niemal pewien, że autorem wszystkich tych wiadomości jest nie kto inny jak
Jongin. W nagłym przypływie złości miał ochotę zepchnąć go z łóżka i zażądać
natychmiastowych wyjaśnień, nie wierzył bowiem w to, że Kai mógłby być w nim
zakochany. Przez większość czasu młodszy chłopak traktował go z rezerwą i swego
rodzaju pobłażliwością, która niezwykle działała Kyungsoo na nerwy, dlatego też
niemal od razu odrzucił myśl o tym, że to właśnie on mógłby być jego
adoratorem.
W przeciwnym razie Kyungsoo musiałby przyznać, że
Kai rzeczywiście ma niebywały talent aktorski, którym tak bardzo lubił się
przechwalać.
Czasem trudno jest mi się
powstrzymać –
przeczytał szesnastego dnia, nie będąc świadomym tego, że wstrzymuje oddech – przed złapaniem Cię za rękę, gdy wpatrujesz się w punkt, którego
nie potrafię uchwycić wzrokiem. Marzę wtedy by poznać twoje myśli i stać się
ich częścią. Z trudem powstrzymuję chęć dotknięcia palcami twojego policzka,
odgarnięcia włosów z oczu i czoła. Czasem udaje mi się wywołać uśmiech na
twojej twarzy i za każdym razem gdy Ci się wtedy przyglądam jestem pewien, że
nie mógłbym czuć się bardziej szczęśliwy. Zastanawiam się jak spojrzałbyś na
mnie gdybyś wiedział, co tak naprawdę czuję. Czy przyjąłbyś moją dłoń, czy przeciwnie,
odrzuciłbyś ją? Z każdym dniem jestem coraz bliższy poznania odpowiedzi na to
pytanie i chociaż zdarzają się chwile, gdy wpadam w panikę i chcę się wycofać…
Wiem, że to niemożliwe.
W jego głowie panował istny chaos, gdy wszelkiego
rodzaju myśli plątały się ze sobą, z dnia na dzień tworząc coraz większy
bałagan.
Czasem tęsknię za tym, co było, za
życiem, które zostawiłem za sobą – Kyungsoo ostrożnie
zamoczył wargi w gorącym płynie, upijając łyk herbaty. Gdy czytał te słowa,
minęły dokładnie trzy tygodnie od dnia, w którym otrzymał od ‘X’ pierwszą
wiadomość. – Brakuje mi beztroski, długich
godzin spędzanych w parku z przyjaciółmi ze szkoły, podczas których graliśmy w
karty i narzekaliśmy na nadmiar obowiązków, które teraz wydają mi się śmiesznie
błahe. Brakuje mi bezczynnego leżenia na trawie i obserwowania ludzi,
zastanawiania się jakie noszą imiona i czym się zajmują, do kogo się śpieszą,
mijając mnie i nie rzucając w moją stronę chociażby przelotnego spojrzenia.
Czasem chciałbym znów być tamtym dzieciakiem, który wcale nie chciał być w
centrum uwagi, nie pragnął być zauważany i nie potrzebował tego. Często zdarzają
mi się momenty, gdy tęsknię do tamtych chwil i czuję się zmęczony tym
wszystkim, co mnie otacza i gdy mam dość rzeczywistości, w której teraz żyję.
Ale właśnie wtedy, kiedy mam wrażenie, że już dłużej nie wytrzymam, pojawiasz
się ty i sprawiasz, że znów czuję wstępujące we mnie siły i chęć, by iść dalej
i nie zawrócić z drogi, którą zdecydowaliśmy się wszyscy podążać.
Siedem dni później w ich mieszkaniu od samego rana
panował niewyobrażalny harmider.
Kyungsoo obudziły dziwne hałasy dobiegające zza ściany,
powtarzające się co kilka sekund. Cicho wyrzucił z siebie szereg obelg, których
zdecydowanie nie odważyłby się powtórzyć głośniej, po omacku szukając bluzy. Po
chwili znalazł ją na oparciu krzesła, na które wpadł podczas pokonywania
dystansu dzielącego jego łóżko od drzwi i wciągnął na pokryte gęsią skórką
ramiona. Pomimo działających kaloryferów, w pokoju panował chłód. Gdy wyszedł
na korytarz, jego oczom ukazała się dziwna scena; Chanyeol biegał po mieszkaniu
przebrany w różową sukienkę z falbankami, zaśmiewając się do rozpuku. Uciekał
przed Suho, trzymającym pod pachą
wielkie tekturowe pudło po brzegi wypełnione pluszakami. Lider także się śmiał,
ciskając w wyższego chłopaka maskotkami, wydając z siebie głośny okrzyk triumfu
za każdym razem, gdy udało mu się trafić.
- Co tu się dzieje? – Kyungsoo zagrodził mu drogę,
unosząc brwi. Suho spojrzał na niego zaskoczony, jednak po chwili uśmiechnął
się lekko.
- Menadżer podrzucił nam część walentynkowych
prezentów od fanów – mówiąc to, odłożył karton pod ścianę, jedocześnie rzucając
w Chanyeola ostatnim pluszowym misiem, który został mu w ręce. – A oto jeden z
nich, prawda że wygodny, Channie?
Chłopak wychylił się z zza ściany na roku korytarza,
szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Widok chłopaka w różowej sukience sprawił,
że Kyungsoo wybuchnął głośnym śmiechem.
- A gdzie jest reszta? Nie licząc Jongina, jego
chyba nikt nie wyciągnie dziś z łóżka – odparł, rozglądając się po salonie i
połączonej z nim kuchni. Nie licząc maskotek walających się po podłodze, sofie
oraz innych meblach, reszta mieszkania zdawała się świecić pustkami.
- Baekhyun wyszedł po coś do sklepu, natomiast Sehun
wybiegł z domu jak oparzony już dobrą godzinę temu – Suho wzruszył ramionami.
- Taaaaaak, w końcu bardzo się śpieszył na randkę z
Luhanem– Chanyeol zachichotał pod nosem, jednak po chwili zaczął się krztusić,
gdy ręka lidera uderzyła go w brzuch. – A to za co?!
- Nie powinno cię to bawić, on jeden ma szansę
spędzić ten dzień w towarzystwie kogoś normalnego… w przeciwieństwie do mnie -
najstarszy z nich westchnął teatralnie. Chanyeol zaczął spazmatycznie oddychać
w wyniku udawanego ataku histerii, na co Kyungsoo przewrócił oczami, udając się
w kierunku kuchni.
Niecały kwadrans później w mieszkaniu panowała błoga
cisza, gdyż obaj sprawcy wcześniejszego hałasu działając pod wpływem nagłego
impulsu postanowili wyjść z domu i udać się na kręgle. Korzystając z chwili
spokoju, Kyungsoo otworzył szafkę znajdującą się pod oknem i wyciągnął z niej
niewielkich rozmiarów pudełko przewiązane czerwoną wstążką. Przez dłuższą
chwilę przyglądał się mu w zamyśleniu, wsłuchując w stłumione odgłosy
dochodzące z ulicy, ledwie widocznej przez padający coraz intensywniej
śnieg.
W pewnym momencie ciszę
zakłócił dźwięk zamykających się drzwi i już po kilku sekundach oczom Kyungsoo
ukazał się Baekhyun trzymający wypchane zakupami reklamówki.
Jego czapka w całości
pokryta była białym puchem, tak samo jak tors i ramiona. Chłopak położył siatki
pod ścianą, przyglądając się porozrzucanym wszędzie maskotkom.
- Co tu się stało,
gdzie są wszyscy? – zsunął czapkę z głowy, palcami przeczesując burzę brązowych
włosów.
- Menadżer był tak
miły, że postanowił podrzucić nam część walentynkowych prezentów od fanów –
chrząknął, odkładając trzymane w rękach pudełko na blat stołu znajdującego się
dokładnie w miejscu, gdzie kuchnia łączyła się z salonem, tymczasem Baekhyun
wyszedł na korytarz, by po krótkiej chwili wrócić bez kurtki i butów. Kyungsoo
zajął się parzeniem kawy, odwracając się bokiem do starszego chłopaka. Baekhyun
zbliżył się do stołu, koniuszkami palców dotykając wstążki, w którą owinięte
zostało pudełko.
- A to twój prezent,
prawda? Ładnie zapakowany – Kyungsoo był pewien, iż w tym momencie twarz
przyjaciela rozjaśniła się w uśmiechu. Oblizał powoli wargi czując coraz
większą suchość w ustach.
- Nie. Twój.
Odwrócił się w stronę
Baekhyuna i przyglądał się mu uważnie, gdy ten otwierał pudełko, po brzegi
wypełnione wszelkiego rodzaju czekoladkami. Na ich widok uśmiechnął się jeszcze
szerzej, podnosząc głowę i krzyżując spojrzenie ze spojrzeniem Kyungsoo.
- Skąd wiesz? Przecież
pudełko nawet nie jest podpisane.
Kyungsoo odetchnął głęboko,
starając się powstrzymać nerwowy skurcz w brzuchu.
- Wiem, ponieważ to
prezent ode mnie… – powiedział, po czym urwał, by po chwili dokończyć zdanie,
powoli przeciągając każdą sylabę – …dla ciebie, drogi X.
Na te słowa Baekhyun
nieomal wypuścił pudełko z rąk. Zaskoczony zamrugał oczami, gdy pojawiły się w
nich błyski przyprawiające Kyungsoo o szybsze bicie serca.
- Skąd wiesz? Chciałem…
- zaczerwienił się nieznacznie, odkładając pudełko z powrotem na stół. –
Chciałem sam ci powiedzieć, ale…
- Jak mógłbym nie
wiedzieć? – młodszy chłopak podszedł do niego powoli i zatrzymał się, a
odległość między nimi była nie większa niż pół kilkanaście centymetrów. Oddech
Baekhyuna nieznacznie przyśpieszył, gdy Kyungsoo dotknął jego ręki.
- Przez długi czas
zastanawiałem się, kim może być mój ‘tajemniczy’ adorator… - uśmiechnął się. –
W pewnym momencie jednak zdałem sobie sprawę z tego, że w moim otoczeniu jest tylko
jedna osoba, która zawsze uważnie słucha tego, co mam do powiedzenia. Osoba,
która zawsze stara się mnie rozśmieszyć, nawet gdy nie jest mi źle, dotrzymać
mi towarzystwa, nawet wtedy, gdy go nie potrzebuję.
- Na początku nie byłem
pewien, jak się z tym wszystkim czuję – przyznał cicho, przesuwając kciukiem po
wewnętrzu dłoni Baekhyuna. Chłopak zadrżał mimowolnie pod wpływem jego dotyku,
jednak nie odezwał się, cierpliwie oczekując aż kolejne słowa popłyną z ust
Kyungsoo. – Nie chodzi o samą świadomość faktu, że podobam się… drugiemu
mężczyźnie. Raczej o to, że trudno było mi zrozumieć to, że ktoś może chcieć… właśnie
mnie. Rozumiesz?
Baekhyun kiwnął głową,
podnosząc drugą dłoń do twarzy Kyungsoo. Koniuszkami palców przesunął po jego
policzku, nie spuszczając wzroku z oczu młodszego chłopaka.
- Dość długo
podejrzewałem, że ten cały pomysł z listami to zwykły żart, jednak obserwując
cię zyskałem pewność, że jest inaczej. W pewnym momencie zorientowałem się, że…
- wstrzymał oddech, wpatrując się w wargi Baekhyuna. – Zorientowałem się, że mogę
czuć coś więcej do ich autora. Do ciebie. I to jest właśnie moje walentynkowe
wyznanie.
Baekhyun roześmiał się,
po czym pochylił się nieco do przodu, czołem opierając o czoło Kyungsoo z
zamkniętymi oczami. Przez kilka długich chwil stali w milczeniu obejmując się,
ciesząc swoją nowoodkrytą bliskością. W końcu Baekhyun oderwał się od Kyungsoo,
z uśmiechem chwytając go za przegub. Już po chwili wyszli na korytarz i
skierowali się do pokoju, który szatyn dzielił z Chanyeolem. Herbata w
kubku stojącym na kuchennym blacie już
dawno zdążyła wystygnąć, gdy po pewnym czasie w progu kuchni stanął nie kto
inny jak Jongin, w pomiętej koszulce i włosach odstających na wszystkie możliwe
strony. Pomimo senności od razu zwrócił uwagę na białe pudełko leżące na stole,
wypełnione słodkościami, które już kilka minut później świeciło pustkami.
II
Bittersweet.
Z natury Lu Han od zawsze był niezwykle spokojną i
cichą osobą o łagodnym usposobieniu, starającą się trzymać z daleka od
wszelkiego rodzaju sprzeczek i konfliktów. Dość często zdarzało się jednak, że
to właśnie on był tym, który starał się pogodzić ze sobą dwie zwaśnione strony,
używając do tego wszystkich pokładów cierpliwości, jakie w sobie skrywał.
Jednakże w ten mroźny lutowy poranek Lu Han z trudem
zachowywał zimną krew udając opanowanie, gdy pocierając skostniałe od zimna
dłonie, co chwilę zerkał na wyświetlacz telefonu w celu sprawdzenia aktualnej
godziny. W środku wszystko w nim drżało i chłopak czuł się tak, jakby lada
chwila emocje kotłujące się wewnątrz niego miały eksplodować. Jego komórka
nieustannie wibrowała, sygnalizując wyładowaną baterię, gdy zaciskał wargi
nerwowo. W myślach Lu Han przeklinał swoje zapominalstwo, przez które
poprzedniego wieczoru nie zadbał o naładowanie telefonu. Gdyby nie ono, mógłby
poczekać wewnątrz jednej z przytulnych kawiarni znajdujących się w pobliżu,
gdzie z pewnością nie groziłoby mu przemarznięcie do szpiku kości i jednoczesne
zamienienie się w bryłę lodu. Jedyne o czym marzył w tym momencie to wygodne
siedzenie i kubek gorącej, parującej kawy mogącej wyrwać go ze znienawidzonego
stanu otępienia i senności, w którym się znalazł.
- Przepraszam za spóźnienie, hyung! – głos Sehuna
drżał od wysiłku, a blada zazwyczaj twarz w całości pokryta była rumieńcem, gdy
chłopak nagle pojawił się u boku Lu Hana. Zgięty w pół oparł się rękami o
kolana, oddychając głośno i płytko. Wyglądał tak, jakby ledwie co ukończył
trwający kilka godzin, męczący trening.
- Wiesz przecież, jak bardzo tego nie lubię –
blondyn nie był w stanie ukryć irytacji. Zmarszczył nieznacznie czoło,
obrzucając Sehuna oskarżycielskim spojrzeniem. Pomimo lekkiego grymasu
malującego się na twarzy, jego zaróżowione policzki i drżące od zimna wargi
sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej uroczo, niż zwykle. Sehun kiwnął głową,
uśmiechając się niepewnie.
- Wiem… i więcej już się nie spóźnię, obiecuję –
uniósł dwa palce prawej dłoni i przytknął je do skroni, przybierając
jednocześnie poważny wyraz twarzy, który mimowolnie sprawił, że złość Lu Hana
gdzieś się ulotniła. Starszy chłopak zaśmiał się, chowając telefon do kieszeni
kurtki i pocierając o siebie zmarznięte ręce.
- Lepiej podaj mi jakiś dobry powód dla którego mnie
tu ściągnąłeś, w dodatku o tak nieludzkiej porze – mówiąc to, blondyn
niecierpliwie przystępował z nogi na nogę, lustrując przyjaciela uważnym
spojrzeniem spod lekko uniesionych brwi.
Sehun zaczerpnął głęboki oddech, wpatrując się w
punkt gdzieś ponad głową blondyna, jednak czując na sobie jego naglący wzrok w
końcu zdobył się na odwagę i spojrzał mu w oczy. W tym momencie Lu Han był
niemal pewny, że rumieniec na jego policzkach nie był efektem zmęczenia.
-
Dzisiajsąwalentynkiipomyślałemżemoglibyśmyspędzićjerazem – słowa, które
wyrzucił z siebie Sehun na jednym wydechu zbiły się w niemożliwą do
odszyfrowania plątaninę sylab.
- Mógłbyś powtórzyć jeszcze raz, tym razem tak,
żebym cię zrozumiał? – w oczach starszego chłopaka pojawiły się figlarne błyski
gdy przechylił nieco głowę, wciąż wpatrując się w przyjaciela. Z każdym
oddechem powietrze wokół nich parowało, zamieniając się w ledwie dostrzegalną
mgiełkę. Policzki Sehuna z każdą kolejną sekundą stawały się coraz bardziej
czerwone, gdy przygryzając dolną wargę toczył ze sobą wewnętrzną walkę. W końcu
wyciągnął przed siebie jedną rękę, zaciskając lodowato zimne palce na przegubie
blondyna i nie bacząc na zduszone odgłosy protestów, które niemal od razu
zaczęły wydobywać się z jego gardła, mocno pociągnął go za sobą w kierunku
jednej z uliczek.
- Więc chcesz spędzić ze mną… Walentynki? – choć
twarz Luhana wyrażała zaskoczenie, ton jego głosu jednoznacznie wskazywał na
to, że czuł się rozbawiony. Sehun unikał patrzenia mu w oczy, mnąc w palcach
papierową serwetkę i wodząc spojrzeniem po obrazach zawieszonych na ścianach
kawiarni, w której się znajdowali. Starał się jak najbardziej przekonująco udać
zainteresowanie malowniczymi koreańskimi pejzażami, jednak uśmiech igrający na
wargach starszego chłopaka skutecznie mu to utrudniał. Westchnął głośno.
- To chyba nie powinno cię dziwić, hyung… Jesteś
moim najlepszym przyjacielem – uśmiechnął się niepewnie, na krótką chwilę
spoglądając na jego twarz. Luhan skinął lekko, odgarniając z czoła jasne kosmyk
włosów; nie odezwał się słowem, najwyraźniej oczekując, iż Sehun powie coś
jeszcze.
- Lubię spędzać z Tobą czas, a ostatnio nie mieliśmy
zbyt wiele okazji, by go ze sobą spędzić… - zawahał się, jednak ciągnął dalej -
…a teraz mamy wreszcie możliwość to nadrobić, do tego dzisiaj mamy wolne i
pomyślałem, że może moglibyśmy…
Luhan roześmiał się, kręcąc głową i unosząc przed
siebie dłoń, dając mu sygnał, by przestał mówić. Sehun oblizał powoli wargi,
czując lekko niepokojące drapanie w gardle.
- Sehun-ah, – głos blondyna zabrzmiał dziwnie
miękko, gdy chłopak pochylił się nad stolikiem, nakrywając swoją ręką dłoń
młodszego - nie pytam o to, czemu chcesz
spędzić ze mną czas... ciekawy jestem tego, czemu akurat dzisiaj?
Usta młodszego rozchyliły się na kilka żenująco
długich sekund, jednak chłopak szybko otrząsnął się, potrząsając głową i
mrugając szybko oczami. Chrząknął cicho.
- Przecież już powiedziałem, dzisiaj nie mamy
treningu i dlatego też przyszło mi do głowy, że może…
- Sehun, wiesz dobrze o co pytam. W najbliższym
czasie spędzimy ze sobą dużo czasu, skoro na kilka następnych tygodni mamy
zaplanowane treningi i nagrania. Dlaczego chcesz spędzić ze mną akurat
Walentynki? – uniósł nieco brew, nie spuszczając wzroku z twarzy Sehuna, która
najpewniej przybrała już odcień purpury.
- Z tego co się orientuję, jest to święto
zakochanych. Nie wolałbyś spędzić go w towarzystwie jakiejś miłej dziewczyny? –
mówiąc to, delikatnie pogładził kciukiem wierzch jego dłoni. Pod wpływem dotyku
przyjaciela, Sehun czuł na swojej skórze przyjemne łaskotanie.
- Sam jeszcze niedawno opowiadałeś mi o wszystkich
swoich koleżankach z liceum, od których wręcz nie możesz się opędzić – zaśmiał
się, nie przerywając pieszczoty i w dalszym przypatrując się przyjacielowi.
- Nie jestem zakochany w żadnej z nich, hyung –
wymamrotał cicho, przeczesując palcami drugiej dłoni przeczesując nieco zbyt
długie, kasztanowe włosy przysłaniające mu oczy.
- Rozumiem, ale przecież we mnie też nie jesteś,
prawda? A mimo to… - Luhan znów się roześmiał, cofając rękę i wygodniej
rozkładając się na miękkim fotelu. Sehun zacisnął wargi w wąską linię, czując
się coraz bardziej zakłopotanym i onieśmielonym. Kładąc obie dłonie na blacie
stolika znajdującego się pomiędzy nimi, po raz pierwszy tego dnia odpowiedział
Luhanowi długim spojrzeniem, nie odwracając przy tym głowy. Jego twarz oprócz
skrępowania wyrażała także zacięcie i determinację. Nagle śmiech Luhana ucichł,
gdy głos zamarł mu w gardle, a jego oczy rozszerzyły się w wyrazie zdumienia.
Przedłużająca się chwila milczenia została przerwana przez wysokiego kelnera o
miłym uśmiechu, który zniknął gdzieś równie szybko co się pojawił, zostawiając
im dwie karty menu.
Pochylając się nad finezyjnie zdobionymi stronami
nie odezwali się do siebie ani słowem, studiując bogatą ofertę wszelkiego
rodzaju czekolady do picia, z której słynęła owa kawiarnia. Policzki Luhana
płonęły intensywną czerwienią, co nie uszło uwadze młodszego chłopaka.
Po niedługim czasie kelner powrócił, zjawiając się
obok nich równie niespodziewanie, co wcześniej.
- Na co się panowie zdecydowali? – odbierając od
nich karty uśmiechał się uprzejmie.
- Biała czekolada – odpowiedzieli niemalże
jednocześnie. Ich spojrzenia skrzyżowały się, gdy obaj parsknęli donośnym
śmiechem. Pomimo uścisku gdzieś głęboko wewnątrz klatki piersiowej, Sehun
poczuł nagły przypływ ulgi; chwila ciężkiego, krępującego milczenia została
przerwana. Kelner skinął głową i oddalił się w kierunku zaplecza, zostawiając
ich samych.
- Jak to jest, że zawsze ode mnie odgapiasz? – Luhan
wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, kopiąc młodszego chłopaka po łydkach.
Sehun parsknął cicho, odpowiadając mu tym samym. W jego spojrzeniu oprócz
wesołości kryła także niepewność i swego rodzaju obawa, gdy przyglądał się
blondynowi, starając się zinterpretować jego zachowanie.
- To ty robisz zawsze to, co ja – Sehun wystawił mu
język, kręcąc się na fotelu. – Ale to nic dziwnego biorąc pod uwagę fakt, że
mam doskonały gust.
Luhan zaśmiał się cicho, a tymczasem na zewnątrz
zaczął sypać śnieg, który w krótkim czasie w całości gęsto zaścielił pokryte
lodem chodniki i ulice, wzdłuż których w ślimaczym tempie poruszały się
samochody. Przez moment obaj przyglądali się ludziom za oknem, którzy z
pochylonymi głowami mijali kawiarnię, nie rzucając w jej stronę nawet
przelotnego spojrzenia.
- Sehun-ah?
Na dźwięk głosu Luhana Sehun drgnął lekko,
spoglądając na przyjaciela, którego oczy nie błyszczały już łobuzersko, na
którego wargach nie błąkał się wesoły, lekko pobłażliwy uśmiech. Sehun miał
wrażenie, jakby ujrzał Luhana po raz pierwszy; twarz starszego chłopaka pokryta
była lekkim rumieńcem gdy przygryzając dolną wargę w wyrazie zakłopotania, z
trudem zmuszał się do patrzenia mu w oczy.
- Chcę żebyś wiedział, że cieszę się, że tu jestem…
z Tobą – chrząknął cicho, powoli oblizując usta. – Nie wyobrażam sobie bym mógł
spędzić ten dzień z kimś innym.
Szeroki uśmiech rozświetlił twarz Sehuna.
- Mógłbyś powtórzyć jeszcze raz, tym razem tak,
żebym cię zrozumiał? – powtórzył wcześniejsze słowa blondyna, czując jak fala
ciepła zalewa go od środka. Luhan znów kopnął go pod stołem, tym razem mocniej,
z rozmysłem celując prosto w kostkę.
Wkrótce potem powoli sączyli gorącą czekoladę z
porcelanowych filiżanek, delektując się jej wybornym smakiem; dziwnym trafem w
pewnym momencie ich dłonie znów zetknęły się ze sobą na blacie, a ich palce
splotły się ze sobą w ciasnym uścisku.
Gdy późnym popołudniem spacerowali po parku, niebo
nad ich głowami było niemalże czarne. Jedynym źródłem światła w alejce, wzdłuż
której się przechadzali i w której poza nimi nie było nikogo innego, były
latarnie ustawione w kilkumetrowych odstępach po obu jej stronach. Gdy doszli
do skrzyżowania dwóch ścieżek, zatrzymali się, ze śmiechem wykłócając w którą
stronę powinni teraz pójść.
W pewnym momencie Sehun niespodziewanie przysunął
się do Luhana, łapiąc go za ręce. Przez długą chwilę trwającą nie więcej niż
kilkanaście sekund przyglądali się w sobie w milczeniu, wypełnionym niepewnymi
uśmiechami i jednoznacznymi spojrzeniami. W końcu starszy chłopak dotknął palcami
karku młodszego, gwałtownie przyciągając go do siebie i przyciskając spragnione
dotyku wargi do miękkich ust Sehuna. Żaden z nich nie zauważył płatków śniegu
spadających na ich głowy z gałęzi drzewa pod którym przystanęli, tracąc
poczucie miejsca i czasu.